Legenda o Zamku Świecie na Dolnym Śląsku

Wprawdzie dużo bardziej znany jest krzyżacki zamek w Świeciu nad Wisłą w województwie kujawsko-pomorskim, mimo wszystko dolnośląskie Świecie również warte jest uwagi. Nawet jeśli aktualnie jest żmudnie podnoszonym z ruin zabytkiem, gdzie w bliżej nieokreślonej przyszłości mają powstać m.in. muzeum i karczma w klimatach historycznych, to i tak zamek potrafi rozpalić wyobraźnię turystów. Zarówno przy zwiedzaniu pozostałości potężnej, XIV-wiecznej twierdzy, jak i przy słuchaniu ludowej legendy o powstaniu warowni i samej miejscowości.

Oczywiście lokalne podania nie przejmują się dziejami księstwa świdnicko-jaworskiego i przebiegającym w pobliżu szlakiem handlowym pomiędzy Łużycami i Śląskiem, budując własną wersję historii. A było to tak: dawno dawno temu żył sobie pewien przedsiębiorczy, zamożny kupiec. W sile wieku został on szczęśliwym ojcem, wraz z ukochaną żoną dał jedynej córce na imię Świetłuszka. Była ona bowiem prawdziwą radością i światłem ich życia, niczym robaczek świętojański rozświetlający mroki ciemnej nocy. Dziewczynka rosła na piękną i mądrą damę, niestety co i rusz podupadała na zdrowiu.

Któregoś razu złotowłosą Świetłuszkę zmogła dokuczliwa i wysoka gorączka. Rodzice drżeli o życie jedynej córki, kupiec wykosztowywał się na najlepszych medyków, ale żadna kuracja nie przynosiła oczekiwanego uzdrowienia. A skoro “Jak trwoga - to do Boga!”, tak też doprowadzony do skrajnej desperacji ojciec zwrócił się do Najwyższego. W czasie modlitwy w kaplicy miał solennie przyrzec, że jeśli Miłosierny Pan nie dopuści do śmierci Świetłuszki, on przyrzeka oddać pociechę do klasztoru, na wieczną służbę Bogu. Niedługo potem dziewczynka wyzdrowiała, a kupiec - rad nierad - odprowadził ją do sióstr zakonnych.

W klasztorze Świetłuszka otrzymała nowe imię: Sweta (tudzież Swieta). Młoda zakonnica, zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami, wyrosła na przepiękną i ponętną pannę. Choć złożyła zakonne śluby, Sweta nie szczędziła okolicznym młodzieńcom uwodzicielskich gestów i zalotnych spojrzeń, przyprawiając ich o iście piekielne katusze - cóż, zew Matki Natury brał górę nad sztucznie narzuconymi rygorami. Chętnych do zerwania habitu z dziewczyny i skosztowania jej pięknych wdzięków było wielu, ale szczere zainteresowanie Swiety udało się wzbudzić tylko jednemu z nich: przystojnemu, szlachetnemu, silnemu, majętnemu (etc. etc.) rycerzowi Miłoszowi.

Zaczęły się niby-przypadkowe spotkania, romantyczne spacery po romantycznych zakątkach w okolicy, wymykanie się z ponurej celi na potajemne schadzki… aż w końcu Miłosz zdecydował się na oświadczyny. O ile Swiecie bardzo spodobał się taki rozwój skomplikowanej sytuacji, tak jej ojciec ani myślał błogosławić ich związkowi. Kupiec uważał, że byłoby to z jego strony złamanie obietnicy danej samemu Bogu. Wobec nieprzejednanej postawy ojca, Sweta uciekła z klasztoru razem z Miłoszem. Nie cieszyła się jednak szczęściem u boku ukochanego zbyt długo. Z jakiegoś powodu dziewczynę zaczęły dręczyć taki wstyd i wyrzuty sumienia, że zdecydowała się zostać (swego rodzaju) pustelnicą - a rycerz uszanował jej wolę i wybudował jej drewniany domek na odludziu, odwiedzając Swietę od czasu do czasu.

Któregoś dnia była już zakonnica robiła pranie przy rzece, kiedy to zaskoczyły ją hałaśliwe odgłosy polowania. Przerażona Sweta przykazała Miłoszowi, aby zbudował dla niej kamienną warownię z wieżą, by bezpieczna i odizolowana od wszystkich mogła doczekać końca. Rycerz spełnił życzenie ukochanej, a na dodatek nie pozwolił nikomu zbliżać się do stołpu, wszystkich odsłyając do wsi nazwanej po latach Miłoszówką. I tak Swieta zamieszkała w zamku, a Miłosz przyjeżdżał z mniej i bardziej regularnymi wizytami.

Pewnego razu przy kolejnych odwiedzinach rycerz nie doczekał się żadnego odzewu ze strony Swety. Wołał na próżno, nie był w stanie nikogo i niczego dostrzec przez okienko, dlatego w pośpiechu wyważył wejście. To, co Miłosz ujrzał w środku, zmroziło mu serce - po miłości jego życia nie pozostał żaden ślad, tylko zakonny habit i krucyfiks leżące na podłodze. Zrozpaczony rycerz uznał, że nie ma już po co żyć i zamurował się żywcem w swoim własnym było nie było zamku, żeby umrzeć i spotkać się ze Swietą w innym, lepszym świecie.

Opowieść o nieszczęsnej zakonnicy i jej ukochanym rycerzu tak mocno wrosła w powszechną świadomość, że okoliczni mieszkańcy zmienili nazwę swojej wsi z Miłoszówki na Svete, czyli właśnie Świecie. W końcu rycerz założył też drugą wieś w okolicy, Miłoszów. Jak wiadomo dobra legenda to taka, w której tkwi jak największe ziarnko prawdy.

Dodano: 2017-08-21 15:52:00

Komentarze (2)
Anonim
22.08.2017 13:32

Toruńska Inkwizycja, przy której hiszpańskie Święte Oficjum to banda przedszkolaków, już rozpala stosy i buduje szafoty ;). Aż dziwne, że tak obrazoburcza opowieść przetrwała do dzisiaj, znając zamiłowanie Kościoła - zwłaszcza średniowiecznego - do przycinania języków za głoszenie niezgodnych z naukami wiary treści.

Anonim
23.10.2017 12:04

Ciekawa historyjka, zawsze to jakiś magnes, by odwiedzić tamte rejony i ruiny zamku. Z internetowych opinii wynika, iż obecni właściciele chętnie opowiadają i oprowadzają po ruinach, a także chcą odbudować zamek.

Dodaj komentarz